Mister 125p i 126p 2012 – relacja
Wyjazd na Mistera planowaliśmy od dawna, wszystko zostało ustalone co do minuty, jednak gdy nadszedł ten dzień wszystko się poszło nie tak… Jako pierwsza zawiodła nas pogoda (iście złośliwa) – lało, zimno brr. Na tym etapie kilka ekip zrezygnowało z opuszczania garażu i z całej imprezy w ogóle. Start naszej grupy miał miejsce w Raciborzu, gdzie Bonus dzielnie wraz z Rolem czekali na przybycie Dejwa z Asią o bladym świcie. Niestety zmęczony rzekomo całym tygodniem pracy Dejw zaspał o godzinę, stąd też cały wyjazd się opóźnił bardzo znacząco. Wydaje nam się, że po prostu spał na leżąco, a nie w wygodnej siedzącej pozycji, która mu niezwykle służy.
Wreszcie obie załogi raciborskie dojechały do Rudy Śląskiej – Halemby by zgarnąć Szamansa i Czarownicę. Bonus był tak ucieszony z kolejnego spotkania, że z radością podjechał na pełnym gazie pod wyznaczone miejsce, nie zważając na rozbity na jezdni kufel. Tym sposobem złapał swoją pierwszą w życiu gumę – co go oczywiście niezwykle uszczęśliwiło, bo od tygodnia marudził, że jeszcze takowej nie miał.
Po tym zdarzeniu Bonus i Rolo wrzucili Szamanów na tylną kanapę, popchnęli kawałek Dejwa, żeby mógł ruszyć i znów z pieśnią na ustach ruszyli w dwa maluszki do Chorzowa po maluszka Szamana, który czekał tam już od dawna. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na BP dopompować koło i popatrzeć jak Bonus z Rolem palą fajki. W międzyczasie daliśmy znać Chudemu żeby nie czekał na nas na Rokitnicy, bo mamy 2 godzinki opóźnienia i takie tam.
Kiedy w końcu dojechaliśmy do Chorzowa, demokratyczną większością głosów podjęto decyzję o wypiciu kawy i herbaty w suchym i ciepłym pomieszczeniu. Oczywiście kiedy nowe osoby znów zmierzyły swoje wysokości na ścianie, tradycji stało się za dość. Po wypiciu kawy pokrzepieni ruszyliśmy w kierunku Tarnowskich Gór, po drodze zgarniając czekającego na nas od kilku godzin Chudego.
Przejechaliśmy parę metrów, lecz niestety kawa i herbata domagała się natychmiastowego opuszczenia pęcherzów Dejwa i Asi, tak więc zatrzymaliśmy się na Orlenie. W tym momencie niektórzy zaczęli wątpić w to czy kiedykolwiek dojedziemy. Bonus i Rolo optymalnie wykorzystali czas na stacji zabawiając resztę błyskotliwą konwersacją i jarając pod uroczym parasolem. Już mieliśmy ruszać gdy Szamans stwierdził w swoim fiacie absolutny brak ładowania, na szczęście Chudy w sekund pięć usunął tymczasowo awarię lokalizując ją precyzyjnie.
Sami nie mogliśmy uwierzyć, gdy w końcu dojechaliśmy pod TESCO w Tarnowskich Górach, gdzie ostatni zawodnicy kończyli już swoje konkursowe zadania. Pogoda nie odpuszczała, więc ruszyliśmy do pobliskiego supermarketu. Tam też przywitaliśmy się z Synchrem, Wojtkiem, Łobuzem, Bożenką, Delmutem, Domagem i małym Domarzem, T_Nikiem, Ignacem_2004, Olszą i wieloma innymi. Mając wolną chwilę w czasie, gdy komisja zliczała głosy i punkty by nagrodzić najlepszych jedni – Bonus, Łobuz i Szamans rozważali zakup nowego dupowozu – zdjęcia poniżej, inni – Delmut dzielili się ptasim mleczkiem, jeszcze inni – Dejw z Asią robili sobie słodkie zdjęcia na facebooka, a jeszcze bardziej inni po prostu rozmawiali.
To co działo się do czasu naszego przybycia na tę wspaniałą imprezę wiemy tylko z opowiadań. Faktem jest, że nagrodzony został bez wątpienia Sychro i T_Nik z synami co zostało uwiecznione na pamiątkowej fotografii.
Na zlot Delmut przywiózł gadżety posłane dla rezerwowiczów przez Pumexa, oraz P4 dla Bonusa (za którą w zamian dostał tajemniczą siatkę z której się niezwykle ucieszył). Ponadto Bonus bardzo dosłownie potraktował powiedzenie mojej babci, że maluszka się bierze zamiast koszyka do Supersamu. Stąd też Malina do końca zlotu stała pod TESCO w miejscu na koszyki.
Po rozdaniu nagród zatęskniliśmy znowu za suchym i ciepłym miejscem, więc wróciliśmy do naszej mety na mieście. Niesamowicie głodni zamówiliśmy pizzę i rozłożyliśmy się każdy w swoim kącie. Po obiedzie jedni udali się na niedzielne nabożeństwo (Dejw i Asia), inni oddali się rozpuście w postaci rozmów i niewybrednych filmików na youtube (Bonus, Rolo, Czarownica, Szamans). Wieczorem, po wypiciu kolejnych kaw i zjedzeniu 2 paczek chipsów i 1 paczki delicji, nadszedł czas rozstań. Szaman z Czarownicą wywiózł ekipę z Raciborza i okolic na A4 i tam ślad po nich zaginął. Zdjęć z pożegnania niestety nie posiadamy gdyż fotograf był po raz kolejny w takim stanie psychofizycznym, że nie podołał temu zadaniu.
Podsumowując, zlot mimo beznadziejnej pogody był udany. Mogliśmy się spotkać ze starymi znajomymi i poznać nowych. Co najważniejsze spędziliśmy ze sobą czas. Jeśli o czymś zapomniałam wspomnieć to bardzo przepraszam.
Sorry, the comment form is closed at this time.